Out of the box - szkolenie, które zmienia myślenie - Collegium Da Vinci Poznań
Treść Menu ogólne Menu studiów Stopka
10 czerwca 2025
Lidia Ratajczak - Student

Out of the box – szkolenie, które zmienia myślenie

Szkolenie „Out of the Box” okazało się transformującym doświadczeniem, które poprzez praktyczne ćwiczenia i refleksję nad współpracą, empatią i kreatywnością pomogło uczestnikom zmienić sposób myślenia i działania – nie tylko w pracy, ale i w życiu codziennym.

Dwa dni. Sala konferencyjna. Notes, kawa i ludzie, których widuję na co dzień między jednym briefem, a drugim. Brzmi jak przepis na przetrwanie – a okazało się, że to był upgrade systemu operacyjnego. Jeśli jesteś ciekawy, co można wynieść z takiego szkolenia i jak prosto przełożyć to na swoje życie (nawet jeśli nie siedzisz w marketingu), to zapraszam do czytania dalej.

Moje doświadczenie ze szkoleniem

W zeszłym miesiącu wzięłam udział w szkoleniu „Out of the Box – kreatywność w działaniu”. Było organizowane dla agencji marketingowej, w której pracuję. Dwa dni po 8 godzin, czyli czas, który normalnie poświęcamy na dopinanie projektów i ogarnięcie chaosu. Ale tym razem zatrzymaliśmy się – dosłownie i metaforycznie.

Z ponad dziesięcioosobową ekipą weszliśmy do jednej sali, oderwaliśmy się od Teamsa i… zaczęliśmy słuchać. A potem grać, rozmawiać i analizować siebie nawzajem – jak w dobrej sesji terapeutycznej. Tylko że w środku tygodnia pracy i z flipchartem.

Jak wyglądało szkolenie?

Szkolenie prowadziła firma, która zamiast rzucać definicjami z Harvardu, opierała wszystko na życiowych historiach – takich z krwi, kości i potknięć. Do tego sporo ćwiczeń zespołowych, które pozwalały zobaczyć, jak różnie myślimy, działamy i reagujemy. I że właśnie te różnice – zamiast dzielić – mogą być początkiem świetnej współpracy.

Po wszystkim wyszliśmy z sali jak po porządnej burzy – przemeblowani wewnętrznie. I szczerze? Takie dni w pracy są równie ważne, jak te wypełnione taskami. Bo to z nich potem bierze się efektywność, flow i współpraca, która naprawdę działa.

Moje najważniejsze wnioski – czyli rzeczy, które zostały we mnie po tym szkoleniu

Lider – nie zawsze potrzebny.

Wciąż powtarzamy, że zespół potrzebuje lidera, a przecież czasem wystarczy, że każdy naprawdę poczuje odpowiedzialność za swoje zadanie. Bez kogoś, kto rozdaje role i decyduje za innych – współpraca może działać, jeśli ufamy sobie nawzajem i jesteśmy świadomi celu. Dla mnie to było ważne przypomnienie, że czasem wystarczy zaufać procesowi i ludziom.

Każdy nosi swoją wersję świata.

Ten punkt siedzi we mnie najmocniej. Bo niby wiemy, że każdy myśli inaczej – a jednak codziennie się na tym wykładamy. Prosty przykład z butelką wody: dla mnie „tylko łyczek” to nic wielkiego, a dla kogoś innego – to już złamanie „umowy” o zostawieniu wody na później. I tu nie chodzi o wodę. Chodzi o to, że każdy z nas filtruje rzeczywistość przez swoje doświadczenia, przekonania, potrzeby. Jeśli tego nie zauważymy – konflikty gotowe. Ta świadomość zmienia moje rozmowy – zarówno w pracy, jak i z bliskimi.

Zapytaj kuzynkę. Serio.

Kiedy utkniesz – spójrz poza swój zespół, swoją bańkę, swoją głowę. Świeże spojrzenie od osoby, która nie siedzi w temacie, może zdziałać cuda. Sama jestem fanką pytania ludzi „spoza” -czasem rzucą jedno zdanie, które całkowicie zmienia kierunek myślenia. I nie trzeba od razu dzwonić do mentora – wystarczy pogadać z kuzynką, koleżanką, kimś, kto zada „naiwne” pytanie. Bo czasem to właśnie ono rozwiązuje problem.

Cel to nie wszystko.

Zawsze goniłam za efektem – ale to szkolenie uświadomiło mi, że droga do celu też jest wartością. Czasem nie osiągniesz tego, co zaplanowałaś, ale to, co po drodze się wydarzy, może mieć większe znaczenie niż sama meta. W projektach, w życiu, w relacjach – warto się zatrzymać i zobaczyć, co się zadziało po drodze. Nawet jeśli cel „nie wyszedł”.

Daj sobie czas na „dwójkę”.

To dla mnie odkrycie roku. Tryb „dwójki” to taki stan, w którym nie myślisz zadaniowo, nie planujesz – tylko pozwalasz, żeby pomysły same przyszły. Flow. Cisza. Nagle pojawia się to coś. Zaczęłam świadomie planować sobie taki czas – poranny spacer, sesja oddechowa, 10 minut z kartką papieru. Wbrew pozorom – to nie strata czasu, to inwestycja w siebie i swoją kreatywność.

Odwrócona burza mózgów.

Zamiast pytać „co jeszcze mogliśmy zrobić lepiej?”, spytaj: „co mogliśmy zrobić gorzej?”. Brzmi dziwnie? Może. Ale to niesamowicie otwiera oczy – bo pokazuje, że czasem jesteśmy dla siebie zbyt surowi. I że naprawdę nie było tak źle, jak nam się wydaje. To działa nie tylko w projektach – ale też w refleksji nad sobą.

Nie „potem”. „Wiem kiedy”.

Często coś odwlekamy, bo nie mamy przestrzeni. I to jest OK. Ale ważne, żeby nie zostawić tego w próżni. Od teraz, jeśli wiem, że nie zrobię czegoś teraz, to zapisuję konkretny dzień i godzinę, kiedy się za to zabiorę. Dzięki temu czuję spokój, a zadania nie wiszą mi nad głową.

Najpierw uprość.

Mam w sobie naturalną tendencję do „kombinowania”. Szukam rozwiązań, które zrobią wow. A prawda jest taka, że często najprostsze rzeczy działają najlepiej. I nie trzeba ulepszać czegoś, co już się sprawdza. To nie znaczy, że mamy nie szukać rozwoju – ale że nie warto niszczyć stabilnego, tylko dlatego, że „może da się lepiej”.

Odłóż reakcję.

Często odruchowo odpowiadam, tłumaczę się, bronię. A potem żałuję, że nie poczekałam. Od teraz próbuję zatrzymać się na moment. Odetchnąć. Pomyśleć. Może ta osoba wcale nie miała złych intencji. Może to tylko moja emocjonalność odpaliła alarm. To prosta, ale bardzo skuteczna praktyka, która przydaje się wszędzie – i w pracy, i w relacjach.

Szkolenie „Out of the Box” przypomniało mi, że największe zmiany zaczynają się od małych rzeczy – jak to, że ktoś Cię naprawdę wysłucha albo spojrzysz na sytuację z innej strony. W pracy, w relacjach, w projektach – kreatywność i empatia robią robotę. A jeśli to czytasz i czujesz, że jesteś w życiowym „trybie zadania” – zrób sobie chwilę „na dwójkę”. Może właśnie wtedy przyjdzie do Ciebie coś ważnego.